Rozmowy na drabinie czyli sufit podwieszany.

8 lat ago Warsztat Medialny 0

– Trzymaj level – słyszę polecenie wisząc na drabinie. Tak właśnie wyglądają rozmowy, gdy majster wrócił z Anglii i robi sufit podwieszany.

Aleks z wykształcenia jest lutnikiem, jest absolwentem zakopiańskiego Kenara. Ale z robieniem skrzypiec przyszłości nie związał. Za to przez 30 lat zajmował się budowlanką, z czego 12 przepracował w Anglii. Dziś mieszka w Rabce. Razem bierzemy się za przygotowanie sufitu podwieszanego. Niby proste, ale bez fachowca nie ma co się brać za robotę.

Sufit podwieszany – kwestia wyobraźni

img_6711
Sufit podwieszany – zanim uzyskasz pożądany efekt czeka Cię wiele pracy.

Od czego zacząć? Najlepiej od pobudzenia wyobraźni. Bo to, co można wyczarować na suficie, zależy głównie od niej, przestronności wnętrz oraz zasobności portfela. Warto więc przejrzeć pomysły aranżacyjne w internecie lub katalogach, by znaleźć inspirację. Albo liczyć na gust i pomysły fachowca. A najlepiej poprosić o projekt architekta wnętrz.

– Można przygotować praktycznie każdy wzór – tłumaczy Aleks. – Podwieszany sufit może być prostokątny, owalny, można  tworzyć łuki albo zrobić go w kształcie ryby czy barana. To tylko kwestia wyobraźni! A jeśli mamy dużo pieniędzy do wydania, można jeszcze eksperymentować z kolorowym szkłem, drewnem, metaloplastyką.
My jednak idziemy po linii najmniejszego oporu. Podwieszany sufit ma mieć kształt prostokąta. 8 reflektorów zastąpi światło jedynej lampy, a LED-owe listwy dookoła dodadzą nastrój.
Póki co trudno sobie to wszystko wyobrazić. Aleks przekonuje, że można by też dodać dookoła sufit na niższej wysokości – wówczas efekt byłby jeszcze ciekawszy. Ale nie komplikujemy. Ważne, by nie przytłoczyć w sumie niewielkiego pokoju. Bo odpowiednio dobierając wysokości, a także światło, możemy pokój optycznie poszerzyć lub zwęzić. Wszystko w zależności od potrzeb.
Levelowanie. To pierwszy termin, którego Aleks na początek używa najczęściej. Zdziwienie w oczach na dźwięk angielskiego określenia ustępuje, gdy majster chwyta za poziomicę. Cóż – 12 lat na angielskich budowach robi swoje. Od razu przypomina mi się chicagowskie określenie „tubajfory” na określenie desek o przekroju 2 na 4 cale. Aleks też często zamiast reflektorów będzie zakładał „spotlajty”, zamiast regipsu zastosuje „plasterbordy”, a na koniec wszystko ze śmiechem „wyklineruje” mopem, by był błysk w mieszkaniu.
Ale najważniejsze, że się dogadujemy. A przynajmniej Aleks wie, o co chodzi.

Sufit podwieszany – wielka polerka

img_6650
Sufit podwieszany to także możliwość uzyskania ciekawych efektów oświetlenia.

Początek to bieganie z poziomicą, by sprawdzić poziom sufitu. Jeśli ten jest nierówny, to podwieszony sufit będzie wisiał krzywo. Więc z poziomicą trzeba sprawdzić ściany dookoła, by w razie czego wykreślić na nich właściwy poziom.

Potem przychodzi czas na wielkie wiercenie. Na kołkach rozporowych do sufitu trzeba przykręcić metalowe wieszaki regulujące. To na nich zawiśnie cała konstrukcja, trzeba więc pamiętać, by była ich wystarczająca liczba, by wszystko utrzymać.
Teraz czas na kolejną zabawę z poziomicą. Aleks po swojemu „leveluje”, by poprzeczna szyna wisiała idealnie poziomo. Każde przykręcenie do wieszaka musi być w odpowiednim miejscu.
Czas na podwieszenie całej konstrukcji, którą wcześniej trzeba było zmontować na podłodze. Stalowe listwy odpowiadają wielkości podwieszonego sufitu. To do nich na koniec Aleks przykręci „plasterborda”.
Konstrukcja nie jest ciężka, a samo przykręcanie miękkich elementów za pomocą krótkich wkrętów „pchełek” fachowcowi nie sprawia większych problemów.
– Trzymasz level?  – pyta majster, gdy z poziomicą w uniesionych rękach  wiszę na drabinie.
Poziom trzymam. I słucham, jak w Anglii Aleks podwieszał na aluminiowych szynach 10-centymetrową płytę szklaną, będącą zarazem podłogą antresoli.
 Gdy szkielet wisi bezpiecznie na ścianie, przychodzi czas na przemyślenie montażu elektryki. To ważne, by nie było problemów, gdy regips już będzie przykręcony. Aleks układa kable do każdej oprawki reflektorka. Osobno trzeba zmontować odpowiedniej długości taśmę LED, która, podświetli sufit od wnętrza konstrukcji.
– Gdy przykręcimy plasterborda, będzie za późno. Nie chcemy go przecież ściągać, dlatego musimy teraz sprawdzić, czy wszystko działa. – tłumaczy majster, montując LED-owe żarówki.
Gdy elektryka jest gotowa, pozostaje montaż regipsów. Znów w ruch idzie wkrętarka i kawałek po kawałku biała płaszczyzna gęsto przymocowywana jest do konstrukcji. Wycinamy okrągłe otwory na reflektory.  A potem to już jak u blacharza – szpachla, siatka na łączeniach, kolejna szpachla, wreszcie szlifowanie, by powierzchnia była idealnie gładka. Kurzy się jak diabli, ale postęp prac jest widoczny. Sufit czeka już tylko na końcowe malowanie.
Efekt jest olśniewający.

Sufit podwieszany – sam tego nie zrobisz

Dałoby się to zrobić przeciętnie uzdolnionemu domowemu majsterkowiczowi? – Lepiej takie prace zlecić fachowcom – przekonuje Aleks, który w budowlance przepracował 30 lat, więc we własnym domu sufity podwiesza sobie sam. – Trzeba dużej precyzji, wszystko musi być przemyślane i dokładnie wykonane. W końcu to sufit, który ma pozostać na lata.
Warto więc w tym zakresie nie oszczędzać, w końcu i tak cała  inwestycja do tanich nie należy.
img_6625
Sufit podwieszany – przykręcanie „plasterborda”